Stanisław Lem – List do Sławomira Mrożka (20 IX 1965)

20 września 1965

Drogi Sławku,

list-książkę otrzymałem. W czasie wiedeńskiej Twojej wyprawy byłem w Czechach, z Andrzejem Kijowskim, przez dni dziesięć, na sympozjum urządzonym przez COMES ku czci Čapka1. Ubogie moje wrażenia w porównaniu z Twoimi, lecz oto one.

Czechy znam sprzed lat paru. Miały potem zapaść ekonomiczno-żywnościową, z tej ostatniej wylazły. Żarcia, salamów, wędlin, bananów, pomarańcz – kupy. Żyłem, jak to czasem bywa z Polakiem za granicą, najpierw na szczeblu nadnaturalnie aż wysokim – w super-hiperhotelu franciszko-józefowym w Mariańskich Łaźniach (Marienbad). Plusze czerwone, pseudobaroki, kelnerzy o wyglądzie emerytowanych profesorów uniwersytetu, łazienki jak sale balowe, wanny na lwich nogach, atłasy, kutasy, bar-scena teatralna wśród lasu kolumn, a wśród tego kręcące się znudzone byki dewizowe, które przez jakąś inercję dalej tam z Belgii, Holandii przyjeżdżają, się błotem leczniczym smarować i wody liturgicznie popijać.

Poznałem też Francuzów paru: Roberta Pingauda, Maurice’a Nadeau, Marguerite Duras, Rogera Caillois – oraz samego Rogera Garaudy2. Lecz właściwie życie umysłowe wewnątrzdelegacyjne nieciekawe było. Ciekawsze raczej perypetie moje. Przed odlotem w Warszawie burzą złapany, nabytą parasolką kremowo-pąsową marki „Dziewczęca” usiłowałem ratować się daremnie, gdyż już w Pradze zawirusiały katarowo lądowałem, tum Kijowskiego zaraził, który zachorzał, okropnie się zakatarzył, a ja, że to moje były wirusy, pieczę nad nim roztaczałem; jednym słowem życia nasze sobie opowiedzieliśmy wzajem przy małych ilościach śliwowicy i Becherovki, a także nastąpiła wymiana sądów o życiu, śmierci i tym podobnych, połączona z ogólną bruderszaftyzacją. Zacny to chłopak, zakompleksiały, znerwowany i w ogóle zdolny, lecz niedoceniony, teraz na marginesach naszej rzeczywistości żyjący. Lubić i szanować, a także cenić go należy, co Ci gorąco tu przedkładam uwadze Twojej.

lem-mrozek-listy-1956-1978-okladka

Fraternizacja doszła szczytu po powrocie z Łaźni do Pragi, gdzie nas losu koleiną zagęszczono we dwóch w hotelu paskudnym jakimś, z którego pokoików śmy się na miasto rzucali, aby za diety zaoszczędzone w pocie krwawym, kiedy dni świetności minęły, uderzeń handlowych dokonywać. Gdy one się szczęśliwie nie udały, korony się przeżarło.

Byłem, jako się rzekło, na szczytach, ministrami przyjmowany, koktajle spijający (Campari!), jadłem dziwne rzeczy, jako to łososia w konwaliach i galarecie, koronę świętego Wacława całą z pasztetu zajęczego, wielkości nadnaturalnej, bardzo smaczną, sałatki i dziwy z imienia nawet dotąd mi nieznane, takoż marcypanów górki. Lecz wszystko to w pewnej ducha próżni. Delegacji ZSRR przewodniczył ongiś potężny Buhaj soca, Surkow3 sam, obecnie cichy i ściszony dziadyga, który kogo mógł, do pokoju hotelowego wciągał, z walizy otchłannej wydobywał flachy („Pietrowka wodka, dobra”) i spijał, gościa namaszczając mimicznie, bo żadnym językiem prócz ojczystego nie włada.

Z powodu braku kobiet odpowiednich życia seksualnego wewnątrz sympozjum nie było. O inszych objawkach nic mnie nie wiadomo. Podejmował nas też burmistrz Pragi złoto załańcuszony na ratuszu i Svaz Spisovatelů4. Zauważyłem, jak już nieraz, że płeć brzydka u nich czegoś od pięknej piękniejsza; że oni flegmatyczni, mało ciekawi w ogóle i szalenie sobą zadowoleni, siebie lubiący, sobą raczący, o sobie bez przerwy mówiący. Na przykład w czasie drogi z Pragi do Mariańskich Łaźni zatrzymują nagle w szczerym polu autobus, wysadzają nas, zagranicznych, zdziwionych, pokazują oszczany przez pieski kamień stary, szary, nijaki na miedzy i wyjaśniają, że to i tu centrum Europy całej. Albo na Strachowie tłumaczą, że w tym to a tym wieku Praga była tyle razy większa od Paryża.

Takie powszechne samozadowolenie przejawia się w płaszczyźnie intelektu przeświadczeniem o straszliwej swobodzie obecnie panującej – wszelako prasy obcej żadnej u nich nie masz. Zabawny narodek, praktyczny wielce, ale jakby w latach ostatnich poszarzały.

A oto główne osiągnięcia moje:

  1. frankfurters, czyli parówki w puszkach.
    Słoń w drodze zepsował się, alem go już naprawił.
  2. słoń nakręcany, który bańki mydlane trąbą puszcza;
  3. kosmonauta nakręcany, z kretyńskim uśmiechem, chodzi i wcale nie pada;
  4. mała rakieta kosmiczna;
slawomir-mrozek-chiavari-1963

Francuzy oczekiwane do Janka przyjechały – myśmy też ich gościli, miodu dolewali, wędlinami karmili; Janek z Teresą zamęczył się wieńców wiciem, krakusów udawaniem, banderii podnajmowaniem, kiesę nadszarpnął, wreszcie przedwczoraj odjechali, Janek aż rozpromienił się od razu cały.

Wiem ja, że zgrzebne, szare, malutkie wieści moje przy światowych Twoich. Cóż, tym odpłacam za dukaty, czym mi sakiewka ducha dzwoni. Jaś Szcz., biedak, chory trochę, dostał paskudnej takiej reumatycznej choroby i ręką nie może, i nogą ruszać. Mimo to rusza, bo bawi u niego Hunt, Everestu zdobywca, którego on dzisiaj do Kasinki zawiózł jako gościa, a tu jak na złość cudna dotąd pogoda obróciła się na lewą, deszczem włochatą stronę.

Myśli ogólniejszych, syntez trafnych, otchłani w duchu wynoszonych jakoś ze szczętem się wyzbyłem i dawno już nic Ci takiego sprezentować nie mogę, od czego byś sobie pomyślał, że nie całkiem ja się na wiosze mojej marnuję. Lecz w nadziei, że mnie i to minie, jako wszystko, cierpliwie rozjaśnień duchowych czekam.

Hej! Szaro i siąpi! Czyżby już osmętnica nasza, jesień przyszła? Kiedy byłem w Warszawie, jeden ze znajomych pokazywał mi przez najeźdźców szwedzkich promem ze Szwecji magazyny foto przywożone – porno, myślę – nie tajne, ale zwykłe, które tam legalnie publikować wolno – okropne! Za lat parę fotosy kolorowe dzieci, buhajami gwałconych, będą chyba na każdym rogu sprzedawali, jeżeli w tym kierunku rzecz dalej rozwijać się będzie. Jakże niechęć Twą pojmuję i jak bardzo duch mój solidarny jest z duchem Twoim. Szukajmy pilnie antyków, aby ciepłem takim dusze ogrzać – ino trudno i drogo. Zali cokolwiek jeszcze z tego, co ja tu Ci dukający piszę, rozumiesz?

Czytałem, że burze niedawne del Sole5 przerwały gdzieś pod Rzymem! Zaliście nie postradali w Chiavari!? Ściskam Cię i Żonie Twojej się kłaniam; Paczowskich dobrze od nas a serdecznie pozdrów.

Twój
St.

PS. Zaczynam za słownikiem się rozglądać. Janek za wszystko dziękuje.


PRZYPISY

  1. COMESComunità Europea degli Scrittori (Europejska Wspólnota Pisarzy), utworzona w 1958 roku z inicjatywy Giovanniego Battisty Angiolettiego. Sympozjum poświęcone Karelowi Čapkowi (1890–1938), czeskiemu prozaikowi, dramaturgowi i publicyście.
  2. Robert Pingaud, Maurice Nadeau, Marguerite Duras, Roger Caillois, Roger Garaudy – pisarze i krytycy literatury, członkowie delegacji francuskiej.
  3. Aleksiej Surkow (1899–1983) – radziecki poeta i działacz partyjny.
  4. Svaz Spisovatelů – Związek Pisarzy Czechosłowackich.
  5. Autostrada del Sole – włoska autostrada łącząca Mediolan z Neapolem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Darmowa wysyłka

od 299 zł bez książek

14 dni na zwrot

łatwy zwrot zakupów

Szybki kontakt

sklep@allegoria.pl

100% Bezpieczne płatności

Paynow / mBank